 |
 | Smutne wspomnienia.. |  |
supergoga
Dołączył: 30 Cze 2005 |
Posty: 45 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Poznań |
|
 |
Wysłany: Wto 16:55, 12 Lip 2005 |
|
 |
|
 |
 |
Opowiem Ci teraz co przydarzyło mi się, gdy byłam jeszcze taką małą cioteczką, miałam 11 lat i z moimi ciotkami jechałam samochodem z ogródka. Przed nami jechał taki super wóz, wypas jak na tamte czasy a na tylnym siedzeniu z duma rozpierała się suka ON - to że suka, to wyszło później. W pewnym momencie samochód lekko zwolnił, otworzyły się dzrwi - na pobocze wypadła jakas kulka. Tyle tylko, że kulka wstała i próbowała dreptać za autem. Poprosiłam o zatrzymanie naszego auta - tamten oczywiście odjechał z piskiem opon - i zabrałam to coś - co było owocem mezaliansu wilczycy - mały, 2 m-czny szczeniak, z obróżką na szyi tak zaciśniętą, że nawet szpilki nie dało się wetknąć. Zabrałam to nieszczęście do domu mojej przyjaćiólki, gdzie jej mama podjęła próbe zdjęcia obroży - psiak z bólu gryzł, drapał i szalał. Mama koleżanki zauważyła, że tylko przy mnie się uspokaja i że tylko ja mogę to zrobić. Byłam nieduża i trochę się bałam zrobić mu krzywdę ale się udało. Pod spodem rana że szkoda gadać.
Zabrałam go potem do dziadków, bo mojej mamy zdanie na taki temat znałam - to moje najtragiczniejsze wspomnienie (nigdy jej tego nie zapomnę) - opiszę to później, bo zawsze wtedy ryczę. U dziadków psiak - nazwałam go Kaj - nie mógł zostać (dziadek po 3 zawałach, babcia chora, piętro III) - więc był u nich tylko 3 tygodnie (matka nie wpuściła go do domu - mieszkaliśmy na tym samym piętrze co dziadkowie, więc miałam blisko. Szukałam mu domu - i znalazłam. Piękny dom z ogrodem i psiarzy, którzy krótko wcześniej stracili swego starego już psa. Kaj miał u nich jak w raju i wyrósł na ślicznego, rudego kudlatka. Kochali go bardzo, i gdy odszedł po wielu latach na zielone łąki psiego raju - rozpacz była okrutna.
Tyle mojej historii, tą najgorszą zostawię na następny raz, jeśli chcesz ją usłyszeć. Czuję że muszą ją napisać.
PozdrawiamWszystkich 
|
|
 |
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
supergoga
Dołączył: 30 Cze 2005 |
Posty: 45 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Poznań |
|
 |
Wysłany: Sob 17:06, 06 Sie 2005 |
|
 |
|
 |
 |
Obiecaam opisać najsmutniejsze wydarzenie mojego życia. Miałam wtedy9 lat - może 10 (jeszcze przed Kajem) i do teraz nie mogę tego zapomnieć.
Wybrałam się z koleżanką na spacer do wielkiego poznańskiego parku - muzeum - Cytadeli. Po dłuższym już łażegowaniu, w drodze do domu znalazłam w krzakach kupkę psiego nieszczęścia. Maleńką, około 2 m-czną łaciatą sunieczkę, głodna, zziębniętą i przerażoną. To było starsznie małe maleństwo. Nawet przez moment się nie zastanowiłam nad tym co robię - przecież nie mogła tam sama zostać.
Zabrałam ją na łapki i do domu. Pełna zapału zanioslam psinkę, którą po drodzę nazwałam Tima, do mieszkania. I tu się zaczęło. Matka wpadła w szał, zaczęły się awantury o to, że kundla w domu nie chce, że wstyd z nim wychodzić, że nasiusiał w domu - a co miał zrobić, przecież to dziecko - i ma się z nim wynosić i odnieść go tam, skąd go wzięłam. Nie zrobiłam z tego nic, walnęłam drzwiami i oczywiście poszłam z rykiem do Dziadków. Dziadkowie byli naprawdę przez duże D - jeśli czytaliście mój post o Kaju, trochę wyżej, to wiecie, jacy byli chorzy, a mimo to nie potrafili odmówić mu pomocy. Zresztą w młodości rodzice Babci mieli własną stadninę, wielkie gospodarstwo, Babcia jeźdxiła konno, studiowała ogrodnictwo - więc zwierzęta kochała. Tima została u nich. Dostałam pieniądze na szczepienie, które zaraz jak było można, wykonałam, kupiłam ovbróżke i smycz - no i miałam psa. Tima była niesamowitym psem. Zgadywała w mig o co chodzi, szybko się uczyła, ładnie rosła - zdrowa i szczęśliwa. Godziłam lekcje szkolne z obowiązkami, Babcia dzielnie sprzątała wyniki jej przemian fizjologicznych - do czasu gdy zrozumiała, gdzie jest na to miejsce. Była u nas 8 czy 9 m-cy. Cudo nie pies. Matka nie dała się przekonać. Raz wzięłam ją z Matką na spacer - patrzyła krytycznie na jej zakrzywione nóżki, śmieszny ogonek - to był śliczny kundelek - i trwała w swoim postanowieniu. Nawet więcej. Zrobiła to samo, co w przypadku Kaja - mimo iż psina przyzwyczaiła się do nas i była dłużej. Nie sprawiała żadnych kłopotów. Otrzymałam całkowity zakaz wychodzenia z domu - pretekst był jakiś naciągany - a Mama przeprowadziła rozmowę z Dziadkami, że pies musi odejść. Powiedziała, że ja nie będę przychodzić go wyprowadzać, bo jest zima, ciemno wcześniej, ja jestem za mała - mam szkołę a ona tego psa nie chce. Dziadek stał za mną murem, Babcia też - ale musiała w końcu ustąpić. Akurat pogorszyło się zdrowie Dziadka, wyymagał spokoju - a nie wojen domowych. Decyzja zapadła. W dziadków mieszkał sublokator ze wsi - któregoś dnia, gdy byłam w szkole, zabrał Time i zawiózł na wieś. Po kilku latach Babcia opowiedziała mi, płacząc jak bóbr, że dgy wkładał Time do teczki, patrzyła jej w oczy z paniką i Babcia przysięga, że płakała. Pierwszy raz widziała, jak płacze pies. Co miała zrobić. Gdy wróciłam ze szkoły - suni już nie było. Nawet się z nią nie pożegnałam. Na drugi dzień dostałam wysoką gorączke i byłam kilka dni b.chora - nie wiem, pewnie stres. Jak wyzdrowiała, poszłam do Dziadków i Zygmunt, ten sublokator, przekazał mi, że moja ukochana Tima nie żyje . Jak zajechał, pies pobiegł do furtki i całe dnie tam siedział, nie reagował na wołania, nie jadł i nie pił. Wykorzystał okazje, gdy ktoś nieuważnie wychodził, wyskoczył z obejścia - prosto pod samochód.
Gdyby nie niechęć mojej Matki, żyłaby długo i szczęśliwie, a tak - po co ratowałam z tych krzaków, żeby skończyła w strachu, bólu, beze mnie. Nigdy jej tego nie zapomniałam i nadal pamiętam, choć Matka jest już starą kobietą i nić nie mówię.
Po kilku latach Babcia za zgodą Mamy kupiła mi w prezencie rasowego pudla Tobiasza. Był wspaniałym psem, żył u mnie 18 lat - ale... Tima zasłużyła na dobre życie i mogła je mieć. CZemu ją znalazłam. Jak myślicie, po co, skoro musiała tak skończyć i odejść w wieku niespełna roku za Tęczowy Most. Czy jeśli ona tam na mnie czeka - przyjmie mnie kiedyś z sercem czy z wyrzutem. Ale co mogłam zrobić, byłam całkowicie zależna.
Może dlatego nie odmawiam pomocy gdy moja własna córka prosi, może dlatego działam w sycyńskim schronisku, żeby pomóc tym innym Timom - jej już nie pomogę.
Trochę duże tego napisałam - czułam że musiałam.
Jak mnie osądzicie! Czy bardzo zawiniłam. Czy Tima mi to wybaczyła? 
|
|
 |
 | |  |
Edyta
Zwierzomistrz

Dołączył: 04 Lip 2005 |
Posty: 2688 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Sosnowiec |
|
 |
Wysłany: Sob 17:20, 06 Sie 2005 |
|
 |
|
 |
 |
Wybaczyła..przecież to nie była Twoja wina..Ty zrobiłas co mogłas..gdybys nie zabrała jej wtedy z krzaków,pewnie wyrzuty sumienia byłyby jeszcze większe..Tima po prostu nie chciała dalej zyc bez Ciebie.Ona postanowiła,że będzie czekała tam,gdzie na pewno do niej zawitasz i na pewno już zawsze będziecie razem .Jest szczęsliwa,bo oczekiwanie za tęczowym Mostem tak naprawdę jest tylko chwilą..Tima cieszy się,że czeka w takim miejscu,które na pewno i Tobie się spodoba..Przywita Cię tak radośnie,że nigdy nie pożałujesz swojej decyzji..
Swoją drogą,przepraszam,ale dlaczego Twoja mama to kobieta o tak zimnym i nieczułym sercu?Nie potrafię tego zrozumieć...
|
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
jnk
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005 |
Posty: 1604 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: wawa |
|
 |
Wysłany: Sob 18:48, 06 Sie 2005 |
|
 |
|
 |
 |
Podobno spośród zwierząt wyróżnia ludzi zdolność myślenia abstrakcyjnego. I co im po nim, jeśli czasami w miejscu ciepłego, współczującego serca mają tylko pompę ssąco-tłoczącą? Psy potrafią rozumieć i czuć znacznie więcej, niż ludzie, więc bądź pewna, że Tima na Ciebie czeka i już teraz merda ogonkiem na myśl o Waszym spotkaniu.
Szantina, znam tę teorię na pamięć - ja też całe dzieciństwo błagałam o psa i zawsze słyszałam: a kto się będzie nim zajmował? U nas akurat nie byłoby aż takiego problemu - ojciec pracował na zmiany, a matka uczyła w szkole (od 8 czy 9 do max 14, 15), ale i tak było to sakramentalne, cholerne: a kto się będzie nim zajmował? Zgoda, jeśli mamy wziąć psiaka z hodowli, to można założyć, że ma szansę trafić na lepsze warunki, niż te, jakie my mu oferujemy, ale kiedy znajduje się psa skazanego na śmierć w parku? Lepiej go tam zostawić, bo kto się będzie nim zajmował? No żesz k... m...! To nic innego tylko wygodnictwo, lenistwo i egoizm każą ludziom zasłaniać się tym znienawidzonym przeze mnie pseudoodpowiedzialnym "a kto się będzie psem zajmował?".
Przepraszam, Supergoga, ale nie lubię Twojej matki. Nie lubię takich ludzi i nie umiem i nie chcę takich rzeczy wybaczać!
|
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
Edyta
Zwierzomistrz

Dołączył: 04 Lip 2005 |
Posty: 2688 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Sosnowiec |
|
 |
Wysłany: Sob 19:07, 06 Sie 2005 |
|
 |
|
 |
 |
Wiecie jak to czytam,to tak sobie myslę,że rodziców mam jednak wspaniałych.Oczywiście różne tam człowiek miał do nich fochy i ale,zwłaszcza w młodym wieku,ale nigdy,przenigdy nie było takich sytuacji..Psy w nas zawsze były,tudzież inne zyjątka rodzaju wszelkiego,a hasła"kto się będzie zajmował' nigdy nie słyszałam.Zajmował się kazdy,kto akurat mógł i miał czas.Bo serce mieli wszyscy.Rodziców mam już starych,matkę schorowaną bardzo,niepełnosprawnego,smiertelnie chorego na serce brata,ale pomóc gotowi w każdej chwili.Mieszkają w sąsiednim mieście,w Katowicach,ale kiedy wyjedziemy na urlop,czy weekend,zabierając dwa ogony,to mój ojciec specjalnie przyjeżdża autobusem, prawie codziennie,aby Billa i Bartka wyprowadzić na dłuzszy spacer w ciągu dnia,tylko po to,żeby psiska miały frajdę.A przecież nie są same,bo jest gosposia .Syn jednak pracuje od rana do wieczora i spacery moze oferować im rano-krótki i wieczorkiem dłuższy.A mama dodatkowow gotuje im jakiś smaczny posiłek,żeby psiska nie zywiły sie tylko suchą karmą.Dlaczego ludzie nie moga byc tacy?
|
|
 |
 | |  |
jnk
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005 |
Posty: 1604 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: wawa |
|
 |
Wysłany: Sob 19:28, 06 Sie 2005 |
|
 |
|
 |
 |
Dobre pytanie retoryczne. Też nieustająco się zastanawiam, co sprawia, że jedni są tacy, jak rodzice Edyty, a inni - no, mówiąc oględnie - są inni. Bo to chyba jednak nie do końca kwestia wychowania, ponieważ wtedy Supergoga powinna być na wzór i podobieństwo swojej matki, a ja nie wzięłabym za skarby świata ani apeta, ani Dżekiego, bo kto się będzie nimi zajmował ?
Żeby nie oczerniać aż tak moich starych powiem, że mają teraz psa i kota - dzięki mnie, oczywiście - i nawet o dziwo ma się nimi kto zajmować.
|
|
 |
 | |  |
supergoga
Dołączył: 30 Cze 2005 |
Posty: 45 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Poznań |
|
 |
Wysłany: Sob 20:01, 06 Sie 2005 |
|
 |
|
 |
 |
Dzięki za Wasze słowa. Dobrze się wygadać. Moja matka mieszka osobno, ale gdy po śmierci Maxi 3 lata temu kupiliśmy obecną sunię, była afera o brak uzgodnienia, bo co będzie, jak będzie musiała zamieszkać z nami. A do tego uwagi: Na psa masz czas a do matki nie masz czasu przyjeżdżać. Nie mogę i nie chcę tego komentować. Matke ma sie jedna. Pies jest i bedzie!
|
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
MałGośka
Adminka

Dołączył: 28 Cze 2005 |
Posty: 4611 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Wieluń-łódzkie |
|
 |
Wysłany: Sob 22:55, 06 Sie 2005 |
|
 |
|
 |
 |
Supergoga - a ja mam nawet pewną "teorię" na temat tego, czemu takie rzeczy nas spotykają... Jesli nie przeżyłabyś tych zdarzeń - byłabyś innym człowiekiem... Może też wrażliwym, ale czy tak angażującym się w pomoc innym? Jak wychowywałą swoją córę - tak samo jak teraz? Może po prostu Tima pomogła Ci w wybraniu drogi na całe życie?
A czytając Wasze opowiadania o rodzicach uzmysłowiłam sobie, że nigdy nie przyciągałam zwierzaków do domu Raz jedyny wzięłam jako małe dziecię kiciusia z piwnicy - ale mama wytłumaczyła mi bezsens takiego postępowania, brak możliwości zajęcia się nim. I zrobiła to na tyle prawidłowo - że nie mam do niej żadnych pretensji o takie postępowanie. Inna sprawa, że od zawsze miałam psy, a od 12-go roku życia cały zwierzyniec (ptaki, gryzonie) - jednak zawsze po przeanalizowaniu decyzji z mamą.
Dlatego uważam, że strasznie ważną rzeczą jest odpowiednia edukacja właśnie dzieciaków, inwestycja w nie - wiedzy, miłości i cierpliwości. Tłumaczenie wszystkiego. Potem taki maluch ma szansę wyrosnąć na osobę wrażliwą - nie musi kochać zwierząt i mieć je w domu, wystarczy, że będzie szanował ich prawo do godnego życia, i nie przechodził obojętnie, gdy ktoś te prawa będzie łamał...
|
|
 |
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 2
|
|
|
|  |