|
|
|
| | |
|
|
|
| | |
|
| | |
|
| | |
|
| | |
|
| | |
|
| | |
MałGośka
Adminka
Dołączył: 28 Cze 2005 |
Posty: 4611 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Wieluń-łódzkie |
|
|
Wysłany: Nie 16:21, 02 Gru 2007 |
|
|
|
|
|
Przede wszystkim dziękuję Wam. Dobrze wiedzieć, że Miszeńka miała tylu przyjaciół ściskających za nią kciuki.
Nam z Blinkiem też było prościej mając tę świadomość, otrzymując smski i wiadomości na pw
Misza, jak prawie żaden pies, miała być SZCZĘŚLIWA. Jak prawie żaden pies w mojej schroniskowej "karierze" zaledwie w parę dni od pokazania jej światu wzbudziła olbrzymie zainteresowanie - tak wielkie, że w piątek gorączkowo zastanawiałam się jak, u licha, mam w takim tempie podjąć właściwą decyzję i oddać ją tej właściwej rodzinie Poza tym była u nas niepełny tydzień i wciąż szukaliśmy ludzi, którym być może zaginęła, zanim trafiła do swego ostatniego 18-letniego pana.
Nagle, jak dar z nieba, napisała do mnie Gabrysia, nasza wieloletnia schroniskowa przyjaciółka, już od prawie trzech lat pańcia naszej Saby CTR (o jej losach możecie przeczytać [link widoczny dla zalogowanych]).
Chwila wspólnej rozmowy i Gabrysia zaproponowała dom tymczasowy dla Miszki.
Miszeńka miała u Gabrysi, przy boku jej psiaków, odzyskiwać radość i wiarę w bezpieczeństwo, miała przejść sterylizację i gruntowny "przegląd zdrowotny". Dzięki temu ja mogłabym na spokojnie zastanowić się nad nowym domem, pewnie dalej zgłaszaliby się chętni. Zresztą... wiem, że co najmniej kilkoro z Was zastanawiało się nad przyjęciem maluchy pod swój dach...
Losie zły! Czemuś temu psu odebrał tak pewną i szczęśliwą przyszłość?!? Czemuś dał jej tak wspaniały charakter i niepowtarzalną urodę, czemuś stawiał na jej drodze dobrych ludzi, dawał takie nadzieje - jak chyba żadnemu innemu - skoro miałeś wobec niej tak paskudne plany?!? Czemu?
Wszyscy schroniskowi opiekunowie pokochali małą momentalnie. W piątek p. Krysia przekazała mi Miszkę mówiąc, jak to wspaniale, że pupka nie będzie jej już marzła, bo w takich warunkach zrobiła się osowiała...
Mieliśmy z Blinkiem Miszą poopiekować się do niedzielnego popołudnia, wtedy Gabrysia z mężem mogłaby po nią przyjechać.
Raaaany. Co tu ukrywać, że i my marzyliśmy o Miszce w naszych progach ale rozsądek wziął górę. Dzięki Gabrysi mogliśmy więc spełnić marzenie choć przez te parę dni...
Gdy podjechałam z Miszą pod dom - nie chciała opuścić auta, na spacerku po ogródku bała się ode mnie oddalić i bardzo przestraszyła końca ogrodu otoczonego siatką (schronisko dla chyba każdego psa przez pierwszy okres to jednak trauma...). W domu sama wybrała sobie posłanko w kuchni, a nasza trójca chyba szybciej niż my, ich ludzie, zorientowała się w stanie Miszeńki, bo zrobiła się niewyobrażalnie grzeczna...
Jedyną "radość", choć to może za dużo powiedziane, widziałam w małej w pierwszej godzinie u nas - reagowała majtaniem ogonka na Blinka i moje zagadywanie.
Kąpiel, jak pisałam, była dla Miszy wielkim stresem. Cóż dziwnego, że po niej straciła ochotę do machania białą kitą, że trzęsła się i ponownie była osowiała. Teraz wiem, że to był ostatni gwizdek, żeby ją ratować. Może wtedy by się udało. A ja nawet nie wiedziałam, że coś jej dolega
Potem zaczęła wymiotować glistami - dalej mnie nie tknęło, że glisty to najmniejszy problem, choć zapewne przyczyniły się znacznie do osłabienia organizmu.
"Jazda" zaczęła się po północy. Mała tryskała fontannami krwawej biegunki, ciężko było zdążyć wyjść na dwór, bo każdy taki atak zbierał się nagle. Sprzątając co chwilę jak mantrę powtarzałam "tylko nie wirusówka, błagam, nie wirusówka!" - ale sama sobie nie wierzyłam czując odór i widząc wszędzie tę krwistą maź.
Ostatni biegunkowy atak był o 8-mej rano w sobotę, a o 9-tej, zaraz po otwarciu gabinetu moich wetów, Miszeńka już była przez wetkę tulona i badana.
Jak to zwykle trudno na 100% zawyrokować, że to była parwowiroza, ale niestety na to wyglądało. Misza przez kilka godzin leżała w moich objęciach na stole, podłączona do różnych kroplówek, kłuta dziesiątki razy.
Wyszła stamtąd jednak jak na skrzydłach, poszłyśmy sobie na spacerek, a ja telefonicznie przekazałam ponure wieści Gabrysi.
Myślicie, że ją to zniechęciło do pomocy malutkiej? Kto dobrowolnie zaryzykuje zdrowiem sowich ukochanych psiaków? A Gabrysia piorunem wymyśliła i załatwiła, że Miszeńka do czasu wyzdrowienia trafi do kliniki, gdzie będzie miała najlepszą opiekę 24 h/dobę.
Nadal wyglądało na to, że mimo wszystko Miszeńce los sprzyja, że choć dzieje się coraz gorzej - z każdej sytuacji wyjdzie obronną łapą.
Stan małej nie bardzo się poprawiał - ale byłam pewna, że po prostu potrzeba czasu.
Choroby wirusowe to takie paskudztwo, na które nie ma lekarstwa - psa można jedynie wspomóc środkami, które zostały Miszy zaaplikowane, walkę z wirusem musi jednak podjąć sam organizm. W niedzielę rano byłyśmy umówione na kolejną porcję leków, kroplówek, antybiotyków, itp. Konsultowałam to jeszcze z innymi wetami - musieliśmy po prostu czekać.
Mimo tego, że psinka cały czas spała, nie miała ochoty na spacer, widać było, że fatalnie się czuje - od 8-mej nie było biegunki. Naprawdę WIERZYŁAM, że jej się uda, nie dopuszczałam innej myśli. Blink próbował mi to uświadomić, ale wyszło mi, że jak to wyprę z siebie, to tak się miszkowe życie nie zakończy.
Głupia byłam.
O 16-tej ponownie z Miszki trysnęła krwista woda
Razem z nią chyba resztka sił do walki o swoje życie.
Cierpiała okropnie.
Ostatni kwadrans pełen był konwulsji, skurczów i sztywnienia łap, ogona i kręgosłupa.
Nam z Blinkiem serca pękały wraz z każdym jej bolesnym oddechem.
Nadal nie wierzę, że się nie udało. Przez dobę spędziliśmy z nią wraz Blinkiem praktycznie każdą sekundę. Dopiero co niosłam ją na ogródek, dopiero co wiozłam w aucie.
Nie mogliśmy zostawić sobie nic po Miszeńce, trzeba było zdezynfekować cały dom, podwórko. Pozostały wspomnienia, których nie chcieliśmy.
|
|
|
| | |
|
| | |
|
| | |
|
| | |
|
| | |
|
| | |
|
| | |
Gabriela
Dołączył: 28 Sie 2007 |
Posty: 8 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Łaziska Górne |
|
|
Wysłany: Pon 1:10, 03 Gru 2007 |
|
|
|
|
|
Nie jest łatwo pisać nie roniąc łez i bardzo trudno wytłumaczyć sobie, że tak miało być.
Nie mogę zrozumieć, dlaczego nie walczyła z chorobą ?!
Mnie pozostały pytania gdybym ? i nie znam odpowiedzi, a wszystko przemawia na mają niekorzyść. I tak, jak poprzedniej nocy nie spałam, bo myślami byłam w organizowaniu życia Miszki w naszym domu, tak tej nocy moje poczucie winy nie pozwoliło mi zasnąć.
Mój plan dla Miszki był prosty albo kochający dom albo zostaje u nas na zawsze, jednak patrząc na tą słodycz wiedziałam, że znalezienie dla niej kochającego domku było tylko kwestią czasu.
No cóż spóźniłam się i tego niestety już nie mogę zmienić. Jedynie, co mogę zrobić to starać się, żeby nie spóźnić się następnym razem-
zawsze pamietając o Miszce
|
|
|
| | |
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 2 z 3
|
|
|
| |