wiata
Zwierzofan

Dołączył: 12 Sty 2007 |
Posty: 691 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Rybnik |
|
 |
Wysłany: Nie 22:13, 27 Sty 2008 |
|
 |
|
 |
 |
Muszka od dzisiaj jest już w swoim, prywatnym domku, przy swoich prywatnych ludziach . Domek jest fantastyczny pod różnymi względami. Czynnik ludzki to dwie sympatyczne kobietki w postaci Marzenki, którą serdecznie zapraszam na forum oraz w postaci jej mamy. Czynnik "nie ludzki" to domek z własnym ogrodem i laskiem w sąsiedztwie. Jednak jeśli o mnie chodzi to najbardziej się cieszę, że dzielą nas zaledwie 3, może 4 kilometry .
Marzenka po stracie swojego kochanego psiaka Murzyna szukała następcy, który wypełniłby pustkę jaka została po poprzedniku.Muszkę wypatrzyła w ogłoszeniach na naszej rybnickiej stronie, skontaktowała się ze mną, umówiłyśmy się, pogadałyśmy i była obustronna decyzja. Potem ja skontaktowałam się z Małgosią i panią Krysią. Z panią Krysią ustaliłam kwestię transportu. Wyglądało to tak, że początkowo próbowałam zdziałać coś na własną rękę, ale z różnych powodów się nie udawało a mi zależało na czasie. Maluszkiem baliśmy się jechać do samego Wielunia a nie bardzo był skąd pożyczyć autko. Jedne były zajęte inne zbyt cenne do przewożenia śmierdziuszków . Cóż było robić, zadzwoniłam do pani Krysi znowu i spytałam czy mogłybyśmy umówić się gdzieś w połowie drogi. Pani Krysia oczywiście okazała się niezawodna. Pgadała z kim trzeba i już miałyśmy ustalone, że spotykamy się dziś w Częstochowie o 11:30. Z Rybnika wyjechaliśmy +/- o 9:30. Już, już dojeżdżaliśmy do Częstochowy aż to 13km przed, nasze autko warknęło, podskoczyło, zrobiło pffff i zgasło na amen. Nie dało się za nic odpalić, absolutny brak reakcji. Ja oczywiście zareagowałam paniką, ale mój przezorny mąż szybko sprowadził mnie na ziemię krótkim "przestań" po czym wyciągnął zza swojego siedzenia zapasowy akumulator. Potem raz dwa wymienił jeden na drugi i już jechaliśmy dalej. Pani Krysia wraz z mężem czekali na nas w umówionym miejscu. Nastąpiła chwila przesympatycznej rozmowy, panowie ustalili, że mąż pani Krysi właściwie wie gdzie mieszkamy, ja dopytałam o Calineczkę, oczywiście przywitałam się z Muszką, wysłuchałam wszelkich niezbędnych instrukcji, pani Krysia wręczyła mi dokumenty i już wracaliśmy do Rybnika. Początkowo Muszka była odrobinkę niespokojna, wyglądała przez okna, popiskiwała cichutko. Potem wpakowała się mi na kolanka i przylgnęła do mnie całym swoim śmierdziuszkowatym ciałkiem. Tak jechała jakiś czas. Ponieważ Musia zmieściła w swojej niewielkiej posturze całkiem sporo kilogramków to po jakimś czasie zaczęły mi drętwieć nogi, więc się poprawiłam. Muszeńka uznała, że to już najwyższy czas usiąść obok mnie. Zeszła z moich kolan, spróbowała wykopać dziurę w siedzeniu, zarekwirowała dyndającą przy oknie przessawkową foczkę, sprawdziła czy da się wyrwać pasy, powyglądała przez okna po czym ponownie przytuliła się do mnie, ułożyła głowę na moich kolanach i tak już dotrwała do końca podróży. Sprawiło mi to ogromną przyjemność, bo mogłam sobie ją głaskać i głaskać , a ona wyglądała na zadowoloną. Tylko co jakiś czas lizała mnie po rękach by znowu przytulić swoją maleńką główkę do moich kolan.
W nowym domku Muszka bardzo dokładnie wszystko oglądała,biegała po domu, sprawdzała wszystkie kąty..., ale o tym mam nadzieje już nie długo napisze Marzenka. Ja zdradzę Wam tylko, że dziewczynka zyskała pełną akceptację swoich ludzi.
W telegraficznym skrócie tak wyglądała dzisiejsza niedziela pewnej wieluńskiej damy, szczególnie bliskiej mojemu sercu.
|