 |
 |
|
 | |  |
 |
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
Anna
Moderator

Dołączył: 19 Lip 2005 |
Posty: 2599 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Zgierz |
|
 |
Wysłany: Sob 16:51, 17 Wrz 2005 |
|
 |
|
 |
 |
Przedstawiam dramat w paru krótkich aktach pt. "Bez wyjścia"
Akt pierwszy:
Spacer poranny. Gabi sfrustrowana, że nie pozwoliłam jej dojść do jakichś śmieci i że jest na smyczy postanowiła swoim zwyczajem wyładować napięcie na smyczy, czyli w zeby za sznurek i w nogi. (czasem się zachowuje jak nadpobudliwe dziecko ) jedno moje szarpnięcie i tego dla biednej smyczy było za wiele. zerwała się.
Obie zdziwione, do domu mam około 15 minut...przywiązałam linkę do paska od spodni ruszyłyśmy do domu. Mała ciągle szarpała za smych, bo się wlokła po ziemi, bo się plątała, bo nie mogła odejść - szał do domu dotarłyśmy, ona zmęczona ja upocona i co najmniej zirytowana na psa choć powinnam na siebie, że go nie nauczyłam jak się zachowac
Akt drugi:
Południe. Wyruszam autobusami (w zasadzie samochód utraciłam) do Łodzi na poszukiwanie nowej smyczy oraz zimowych butów. Ojciec przez telefon co jakiś czas relacjonuje mi że naprawia smycz, a to nie tak rozebrał, a to pies go trącił isprężyna wyleciała itp. W zoosklepie ceny smyczy przyprawiły mnie o mdłości, buty nabyłam-humor mam dobry. Po powrocie okazuje się, że prace naprawcze na ukończeniu, tylko linka jest skręcona, bo pies ciągle ją szarpie, wyrywa, mamle itp.
Wpadliśmy na pomysł, że wyjdziemy na balkon, bo tam ją zwiesimy swobodnie no i przymkniemy drzwi to pies nam wreszcie przestanie zawadzać.
Akt trzeci:
Ja i ojciec na balkonie, mama w pracy - wróci jutro, babcia obrażona, że nie pozwoliliśmy jej zamiatać w czasie kiedy pies się bawi poszła do siebie i zamknęła drzwi (ma niedosłuch - co istotne dla tej historii). Prace przy smyczy idą w mierę sprawnie choć coś nie tak ze sprężyną. Gabi zrozpaczona, że nie może się do nas dostać szczeka, piszczy i rozpacza no i podskakuje. Odwracam do niej głowę i widzę przez szybę w drzwiach balkonowych, jak skacze na drzwi i powoli opadają jej łapki na klamkę, która się przekręca . Tak zostaliśmy UWIĘZIENI
Akt czwarty:
Ojciec sprawdził, ale uchylonego okna nijak ni da się otworzyć. Zaczynamy więc wydzierać się przez nie w nadziei, że jednak do babci dotrze, że coś jest nie tak. "maaamoooo". "babciaaaa", "wstaaań", "przyyyyjdź do pokojuuuu". Słychać nas chyba w sąsiedniej dzielnicy, aż dziwne, że ludzie się nie zlecieli. Puste to osiedle czy co?! Oczywiście znajomi i rodzina mieszkają blisko, ale nikt nie ma naszych kluczy. Mamy pełno narzędzi na balkonie, ale akurat klucze, którymi dałoby się rozebrać okno są w mieszkaniu. ojciec coraz mniej zachwycony - babcia licho wie kiedy wstanie. Mieszkamy na I piętrze, ale z jego kręgosłupem i w klapkach ćwiczenia wspinaczkowe to byłaby ostateczność. Dotarło do nas, że babci nic nie ruszy. Na szczęście wśród posiadanych przez nas rupieci znalazł się długi aluminiowy badyl. Ojciec przecisnął rękę przez okno i po paru próbach udało się badylem popukać w klamkę tak, żeby otworzyć drzwi. Uffff! Gabulek cały zachwycony, że wreszcie ma do nas dostęp - fujarka skończona - sama nas odseparowała.
Babcia pytana o krzyki stwierdziła, że coś tam słyszała ale nie wie o co chodziło
Epilog
Trzeba dorobić klucze od mieszkania i dać komuś, żeby wzywać na pomoc ludzi jakby coś. A smyczy i tak nie da się naprawić, bo sprężyna nie działa hihi.
I tak oto Gabi nam urządziła kojec. dobrze, że na krótko 
|
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
Anna
Moderator

Dołączył: 19 Lip 2005 |
Posty: 2599 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Zgierz |
|
 |
Wysłany: Pon 12:12, 19 Wrz 2005 |
|
 |
|
 |
 |
Gabi ma głupi zwyczaj, jak idziemy ulicą, wpychać nos w każdą bramę i i siatkę szczególnie kiedy za ogrodzeniem jest pies. Nasze tłumaczenia, że zarobi zębami nie odnoszą skutków. Odciągamy łajzę i tyle. Ale wczoraj zagadałam się z ojcem i zdążyłam zobaczyć, że właśnie Gabulka jakiś obrońca terenu zaczepia zębem za nos.
Wrzasku mała narobiła tyle jakby jej odgryźli pół pyska Pisk, skowyt i rozpacz, napad paniki taki, że o mało mi z szelek na ulicę nie wyleciała pod samochód - na szczęście ojciec ją za futro złapał, bo cienko by było z Gabinkiem
Uspokoiłam ją, utuliłam, obejrzałam slady pogryzienia - zadrapanie ma 1mm na 2mm. Uznaliśmy, że teraz nareszcie do niej dotrze, że pchanie nosa w nie swoje sprawy może być co najmniej bolesne i nie należy tego czynić. I faktycznie strach ją powstrzymywał, przed zaglądaniem na cudze podwórka.... przez jakieś 200m i tyle byłoby nauczki.
|
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
Anna
Moderator

Dołączył: 19 Lip 2005 |
Posty: 2599 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Zgierz |
|
 |
Wysłany: Wto 9:11, 20 Wrz 2005 |
|
 |
|
 |
 |
Potrzebuję rady - najlepiej genialnej czyli 100% sukcesu.
Jak wspominałam Gabi w sytuacji, kiedy uzna że rozsadza ją napięcie, albo nuda, albo frustracja, bo smycz ją zablokowała w dążeniu do celu, zaczyna ją szarpać.
Mam smycz na bębnie (zwijaną) więc się nauczyła że trzeba złapać w pysk i odbiec na tyle żeby się napięła i szarpie, żuje pasek, gryzie zaczep łączący linkę z taśmą. Nie reaguje na odwołanie, nagradzanie za zostaw też już nie (wyżywanie się na smyczy jest atrakcyjniejsze), oczywiście przytrzymanie jej fizycznie też nic nie daje, ignorowanie też nie - dopóki się nie wyładuje albo nie zobaczy jakiegoś psa to nie ma przeproś. Przyznam szczerze, że co najmniej mnie to zaczyna irytować po pierwsze, bo jest to kłopotliwe, że pies szaleje zamiast iść, po drugie, bo nie mogę jej spuścić, żeby się wybiegała (rozładowałaby się robiąc dzikie kółka w koło moich nóg) a po trzecie - smycz tego nie wytrzyma w końcu - to nie jest tania impreza, a po czwarte powinnam umieć psa oduczyć tego
Dodam, że nawet po długim spacerze potrafi tak szaleć.
1. Poproszę o rady szkoleniowe - żeby nie powiedzieć - program szkoleniowy oduczenia Gabulka wyładowywania się na smyczy.
2. Ja oduczyć psa porannego darcia się na kota? Bo że przestanie go gonić mało wierzę. Aniu - jak Solce wyjaśniłaś, że kot nie wart jest zainteresowania?
|
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
jnk
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005 |
Posty: 1604 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: wawa |
|
 |
Wysłany: Wto 11:55, 20 Wrz 2005 |
|
 |
|
 |
 |
Rozumiem, że małpolud jeden gryzie smycz z nudów. A gdybyś w takiej sytuacji odwracała jej uwagę jakimś przedmiotem, który wzbudzi zainteresowanie, da się wziąć do paszczy i mamlać? Dżekson na przykład uwielbia kasztany, żołędzie, rajskie jabłuszka itp. Kocha, kiedy mu się je rzuca, ale uwielbia też mamlać je w pysku. Jeśli nie mogę go spuścić, a dostrzegę interesujący obiekt z grupy wyżej wymienionych, wystarczy że upuszczę mu takie coś przed nosem, żeby mógł sobie to coś przygarnąć łapą, wziąć w pyszczek lub troszkę podbiec do tego i jest cały zachwycony, że może iść i międolić rzeczony przedmiot w pysku. Od czasu do czasu mu ów przedmiot wypada z paszczęki i wtedy jest jeszcze fajniej, bo można za nim troszeczkę podbiec i znowu go dopaść i znowu mamlać. Wszystko to na smyczy.
|
|
 |
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 18 z 55
|
|
|
|  |