 |
|
 |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
Mantis
Adminka

Dołączył: 28 Cze 2005 |
Posty: 1263 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
|
|
 |
Wysłany: Czw 1:17, 18 Sie 2005 |
|
 |
|
 |
 |
Nie to żebym była marudna, ale...
jnk napisał: | Apla, jesteś już trochę nudna z tym Vegasem . Tylko Vegas i Vegas, a Vita to gdzie? Wątek załóż i opowiedz wreszcie, skąd ją przygarnęliście |
jnk napisał: | Pajunia, a dlaczego Ty się chcesz wyłgać samym, gołym Pusiaczkiem? A o reszcie Twojej sfory to kto ma pisać? Może ja ? No, co to, to nie :bu ! Jest tu dział "Nasze zwierzaki", siadać do :pisze i zakładać każdemu z osobna topik albo wszystkim cuzamen do kupy jeden. |
się innych czepiamy a o Kapucynie tylko bąkamy I Całuśnika zdjątek nie wstawiamy 
|
|
 |
 | |  |
daga10011
Zwierzolub

Dołączył: 29 Lip 2005 |
Posty: 399 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Torun |
|
 |
Wysłany: Czw 1:42, 18 Sie 2005 |
|
 |
|
 |
 |
jnk napisał: | Daga, tylko nie to! Ja już miałam w domu takie klimaty przy poprzednim psie i poprzednim kocie. Kotka rozkładała się na kanapie na plecach, tylne łapy w szerokim rozwarciu obowiązkowo, a pies stojąc na podłodze, przednimi łapami obejmował kotkę i zagarniał ją pod siebie . Kotka mruczała wniebowzięta, pies - też wniebowzięty - obsmarowywał cały bok kanapy, ja ryczałam ze śmiechu . Boję się jednak, że TZ nie doceniłby komicznego aspektu takich scenek rodzajowych i skupiłby się na aspekcie materialnym obejmującym renowację kanap i ciągłe pranie narzut. Ech, te TZ'y jakieś takie bez polotu i fantazji . |
oj juz ja cos wiem o tych Tz ..ja bym miala ubaw mam ubaw jak mi szczeniole cos niszcza-a ja je zlapie i mowie nie wolno-ach te miny i podchody moj tz zawsze mowi-i z czego radocha? juz sie boje co to bedzie jak kicia zacznie smigac,a mialam koty ....6 ogolnie,raz mialam 3 .ale nigdy psy z kotami-nowe przezycie mnie czeka .ale kotka bedzie sterylizowana,a pies..czas pokaze
|
|
 |
 | |  |
jnk
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005 |
Posty: 1604 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: wawa |
|
 |
Wysłany: Czw 10:42, 18 Sie 2005 |
|
 |
|
 |
 |
Mantis, masz stuprocentową rację, muszę się wreszcie zebrać do kupy i stworzyć wątek przeraźliwej Kapucyny. Na dniach się poprawię, obiecuję .
Daga, nie taki kot straszny, jak go malują. Jak zabierałam Dżeksa, to byłam sparaliżowana myślą o konfrontacji psa z kotem (Małgośka i Ewa mogą zaświadczyć). Tymczasem jest tak, jak już opisywałam w tym wątku. Co więcej, Dżeki przestał w zasadzie zwracać uwagę na napady szału Kapucyny i kiedy mała wredota mu przyłoży znienacka, już nie reaguje. Najwyżej wstanie i ułoży się gdzieś obok, albo na nią popatrzy zdziwiony , że jeszcze się jej chce tak wygłupiać. Dzisiaj Dżekson zadziwił mnie po raz kolejny. Kiedy Kapcuch wlazł do jego pokoju, na jego posłanie, usadził czarne dupsko wśród jego wędzonych łapek i innych tego typu smrodów i ostrzegawczo fuknął, gdy Dżeks chciał tam wejść i skontrolować sytuację, pies nawet nie warknął na tą francę, tylko wycofał się do kuchni i z udręczoną miną ułożył na progu łypiąc do służbówki jednym okiem, a drugim popatrując na mnie . Za chwilę spróbował raz jeszcze przedostać się na swoje miejsce, ale natychmiastową reakcją Kapusty było mściwe syczenie. Udałam się więc na linię frontu, subtelnie wyjaśniłam Kapcuchowi, żeby wypiżdżał z cudzego posłania i dopiero kiedy byłyśmy poza zasięgiem wzroku Dżeksa (od razu zajął się inwentaryzacją swoich zabawek i smakołyków - fuj, błe!), trzepnęłam głąba w tyłek, na co Kapcek leciutko podskoczył do góry, a potem statecznym, urażonym krokiem wymaszerował z kuchni. Życzę Ci, Daga, z całego serca podobnych doznań w Twoim mieszanym stadku .
|
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
pajunia
Zwierzoamator

Dołączył: 15 Sie 2005 |
Posty: 94 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
|
|
 |
Wysłany: Pon 23:20, 22 Sie 2005 |
|
 |
|
 |
 |
ja z taka nadzieja zagladam na watek, a noz-widelec zdjecia sa , a tu...nic. Nasza cala pajuniowa sforka oczekuje z niecierpliwoscia na zdjecia i dalszy ciag opowiesci o Kapucynce i Dzekim krokodylku ( oder krokodylim Dzeku-jak kto woli). Moje pociechy (czytaj psiaki)juz spac nie chca wieczorem, tylko wciaz slysze- mamo , poczytaj o Dzekim, mamo - dlaczego od paru dni nic nowego w/w osobnku, no i co ja mam robic,.Wiec prosimy bardzo, gwoli uspokojenia moich pociech, o dalszy ciag powiesci.
I cieplo pozdrawiamy 
|
|
 |
 | |  |
jnk
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005 |
Posty: 1604 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: wawa |
|
 |
Wysłany: Śro 9:28, 31 Sie 2005 |
|
 |
|
 |
 |
Odcinek bodajże czwarty, czyli JAK DŻEKI ZOSTAŁ MINISTREM GÓRNICTWA
Jeśli ktoś wie, że mój ojciec przez wiele lat był nadsztygarem na nieistniejącej już niestety kopalni „Miechowice”, a następnie – w efekcie przekształceń w górnictwie – aż do przejścia na emeryturę na kopalni „Bobrek”, zapewne uzna, że nominacja Dżeksa na to zaszczytne stanowisko nie może dziwić, w końcu protekcja i nepotyzm znane są od niepamiętnych czasów. Tymczasem sprawa nie jest taka prosta .
W zeszły poniedziałek pojechaliśmy w składzie: Kapucyna, Dżeks, TZ oraz ja do moich rodziców do Bytomia. Rodzice mieszkają w jednej z dzielnic Bytomia w domku szeregowym z ogrodem razem z moją siostrą, psem i kotem (przy czym jedynie pojawienie się w domu mojej siostry nie jest zasługą mojej skromnej osoby – cała reszta to ja, ja i jeszcze raz ja). Na wszystkich, którzy go jeszcze nie znali, Dżekson zrobił piorunujące wrażenie ! Ołówek po początkowym osłupieniu uznał go za stały element krajobrazu i bez cienia emocji przełaził mu pod brzuchem oraz obserwował przy posiłkach. Zapewne kiedy ich znajomość nieco się utrwali, uda się im nawiązać kontakty nie tylko dyplomatyczne, skoro Dżeks wykazuje nieustajacą chęć do zabawy z kotami, a Ołówek ponawia wciąż zaczepki pod adresem Romy. Roma, z racji swojego wieku już stateczna stara zrzęda, towarzyszyła nam początkowo na spacerach, ale z uwagi na fakt bycia podgryzaną i podszczypywaną przez nieznośnego młodzieniaszka po pęcinkach, zaczęła ignorować poranne przechadzki i tylko wieczorny spacer odbywała wspólnie z nami, gdyż liczyła na wsparcie nie tylko moralne ze strony mojej siostry. Co do tego ostatniego zresztą się przeliczyła, ponieważ Majka (siostra moja) umierała ze śmiechu słysząc starcze poszczekiwania i powarkiwania Romy pod adresem chrumkającego w zachwycie Dżeksa i widząc, jak mój pies we frywolnych lansadach doskakuje do zdesperowanej Romy to z prawej, to z lewej, z flanki i od frontu, od czasu do czasu przeturliwując ją po ziemi (Roma jest zminiaturyzowaną wersją ON’ka - Dżeks waży 35 kg, a ta nieboraczka tylko 17).
Najsilniejsza więź połączyła mojego psa z moją siostrą, która uznała, że jest piękny (sic!) i przesympatyczny! Dlatego nic dziwnego, że odbywaliśmy we trójkę wyprawy na zakupy i do sklepu zoologicznego. W tym ostatnim pomoc Majki okazała się nieoceniona przy wyborze nowej obroży. Ja, oczywiście, dostałam oczopląsu i nawet drogą eliminacji nie byłam w stanie wyselekcjonować właściwego okazu. Moja siostra natychmiast dokonała podziału na zbyt pstrokate (mnie się tam podobaaaaały) i te brane przez nas pod uwagę, z których to z kolei wyłuskała egzemplarz w kolorze czarnym (smycz Dżeksa jest czarna – zresztą spadek po Romie, która zgrzybiała do tego stopnia, że zarzucono wyprowadzanie jej na smyczy) z dwoma zielonymi paskami biegnącymi wzdłuż górnego i dolnego brzegu obroży. Popatrzyłam, pomyślałam, porównałam z obrożami analogicznymi, tyle że z czerwonymi i żółtymi paskami – i uznałam, że o dziwo zielona wygląda najlepiej i najlepiej pasuje do psa. Nie żeby Dżeks był zielono umaszczony, ale jakoś tak ta zieleń konweniuje z jego czerniami, brązami, beżami, a nawet śladową ilością bieli. Niniejszym obroża została zakupiona, przetransportowana do domu, założona na psią szyję i zaakceptowana przez aklamację. Stałam i patrzyłam na czarno-zielony pasek i nie wiem, czy to ten Śląsk, czy może jakieś inne, bardziej pokrętne asocjacje sprawiły, że miałam nieodparte skojarzenie z barwami górniczymi. Zaczęłam sobie przypominać, jakie pióropusze przy czako noszą poszczególne grupy górniczej braci. Dozór wiadomo – białe (w końcu mój tato ma taki), pracownicy fizyczni – czarne, orkiestra – hmmm… chyba zielone właśnie? Tak, raczej zielone? Eeee, nie no, na pewno zielone, no bo jakie? Na taras, na którym snułyśmy z Majką te domysły wszedł ojciec i nadarzyła się okazja skonfrontować nasze domniemania z rzeczywistością. „Tato, czarny i zielony to jakieś takie górnicze barwy, prawda? Tylko kto ma zielony pióropusz? Bo dozór ma białe, dołowi – czarne, a orkiestra właśnie zielone, prawda?” Ojciec spojrzał na mnie uważnie, jak na osobę z lekkim upośledzeniem umysłowym i powiedział powoli, wyraźnie, baardzo dużymi literami: „Nie, orkiestra ma czerwone pióropusze.” To mnie zastanowiło i zburzyło misternie ułożony plan wcielenia Dżeksona do górniczej orkiestry, więc w desperacji postanowiłam drążyć temat: „A zielonego pióropusza nikt nie ma? Jak to?” „Zielony pióropusz ma minister górnictwa” – wyjaśnił mój ojciec cierpliwie. Minister górnictwa? Mrrrrrauuu! Jak spadać, to z wysokiego konia! W tym momencie moja siostra spytała (moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie): „A w tej chwili jest jeszcze w ogóle takie stanowisko, jak minister górnictwa?” „Nie, nie ma, jest minister gospodarki i pracy”. Hmmm… Pewna taka niesympatyczność wynikła. No cóż, nie pozostało nic innego, jak tylko pogodzić się z faktem, że Dżekson został ministrem bez teki.
|
|
 |
 | |  |
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 5 z 18
|
|
|
|  |