 |
 |
|
 | |  |
 |
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
jnk
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005 |
Posty: 1604 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: wawa |
|
 |
Wysłany: Nie 21:30, 13 Sie 2006 |
|
 |
|
 |
 |
Ależ się zapuściłam w prowadzeniu dziennika z życia Dżekiego. Zamiast dziennika jest miesięcznik
Ale może to dlatego, że życie Dżeksona płynie powolutku ustalonym - wydaje się, że raz na zawsze - tempem. Czas zatem na:
DŻEKSONOWY SPACER PORANNY
Rano spacer do parku, gonimy rzucane nam mirabelki i je konsumujemy zanim zostanie nam rzucona kolejna śliweczka. Jak już nie mamy ochoty konsumować (ile można w końcu?!), to tylko rozgniatamy językiem i wypluwamy, żeby było widać, że śliwka jest kaput i czekamy na kolejny rzut. Wędrujemy sobie przez park krokiem kicająco-galopująco-drepczącym. Czasami przydarzy się nam fe-no-me-nal-ny wyskok w powietrze, a to za sprawą śliwki katapultowanej bardziej wzwyż niż w dal. Czasem nawet uda się takową śliwkę pochwycić za pomocą wyjątkowo celnego kłapnięcia paszczą. No więc pokonujemy kolejne alejki, podejścia (park usytuowany jest na zboczu - choć to płaskie, jak stolnica Mazowsze), zejścia, schodki i ścieżki, aż dochodzimy do zagłębia szyszkowego. Czasem zapas mirabelek pozwala na minięcie tego terenu w rytmie rzucanych i łapanych śliwek, a czasem nie i wtedy kolejne szyszki toczą się po pochyłości i można za nimi biegać lub też - roztargnienie to czy przemyślany ludzki sabotaż? - szyszki się... nie toczą, zatem należy samodzielnie wynaleźć sobie jakąś, capnąć ją do paszczy i dzielnie podreptać dalej ze zdobyczą dumnie obnoszoną przed światem pomiędzy przednimi zębami. Kiedy szyszki - na szczęście! - są rzucane, należy przechwycić na stałe możliwie największą ich liczbę, co skutkuje fatalnymi opóźnieniami w spacerze, ponieważ raz po raz trzeba przystawać, szyszki wypluwać, rozlokowywać je na nowo w pysku, stwierdzać, że nie leżą właściwie, wypluwać je zatem ponownie, nerwowo zbierać z chodnika, upychać w pysku, przebiegać kilka kroków, dochodzić do przekonania, że coś jest z nimi nie tak, wypluwać, przeliczać w trwodze, że którejś brakuje, umieszczać w rozległej, ale nie aż tak bardzo paszczęce w innej konfiguracji... i tak w nieskończoność. W trakcie tych zabiegów część szyszek bezpowrotnie ginie, a reszta jest po wielokrotnych przystankach (czasami na środku pasów dla pieszych) dotransportowywana do domu. Przed blokiem standardowo następuje jedna z ostatnich "wyplutek", chwila zastanowienia, szyszki zostają policzone, zebrane i jesteśmy gotowi do pokonania schodów. Czasami na schodach też uroni się tę czy ową, ale po tak długiej podróży każda jest na miarę złota, zatem szybciutko po zgubę wracamy, łapiemy starając się przy tym nie upuścić żadnej innej i stajemy pod drzwiami mieszkania po raz ostatni układając zdobycze na posadzce korytarza. Potem już tylko przetransportowanie ich przez próg, układamy się w przedpokoju w oczekiwaniu na wytarcie łap delektując się nowymi skarbami i... skarby znikają gdzieś w niewiadomych okolicznościach, podczas gdy psią uwagę angażuje bez reszty machanie trzema łapami aktualnie nie unieruchomionymi wilgotną szmatą. Istnieje podejrzenie, że szyszki kradnie Kapucyna, ale jej udział w tym karygodnym procederze nie został do tej pory udowodniony.
Spacery wieczorny i popołudniowy to zupełnie inna para kaloszy, ale teraz pora najwyższa na spacer wieczorny, więc o tamtych dwóch będzie przy następnej okazji (za miesiąc, może dwa...) 
|
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
jnk
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005 |
Posty: 1604 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: wawa |
|
 |
Wysłany: Pon 14:11, 14 Sie 2006 |
|
 |
|
 |
 |
Wiem, że to zaburza chronologię spacerową, ale pojawiły się tutaj różnorakie zapytania, na które odpowiedzi mogę zawrzeć w opisie spaceru wieczornego, bo z popołudniowym bywa różnie, a wieczorny - podobnie jak poranny - jest bardzo "typical". Zatem:
SPACER PRZED SNEM
To jest spacer, na który się czeka, czeka, czeka, aż w końcu z tego czekania się zasypia pod biurkiem. W spaniu nie przeszkadzają ugniatające ciepły psi bok bose stopy, które to stopy przy tym biurku siedzą. Ręce, usytuowane dużo wyżej niż stopy, bo nad biurkiem, wydają jakieś stukoty i te stukoty trochę zakłócają psi sen, toteż od czasu do czasu psu wyrwie się senne szczeknięcie albo piśnięcie. Kiedy w końcu - zawsze gruuuuubo po czasie - pada sakramentalne: Dżeko idziemy, trzeba wygrzebać się spod biurka nie bez problemów, bo na przeszkodzie stoi zazwyczaj to głupie krzesło, pod którym trzeba się przecisnąć, bo się nie chce odsunąć. Czasami z wczorajszego wieczornego spaceru są schowane jabłka, albo z porannego kasztany i są one zabierane, żeby od razu za bramą można było nimi rzucać i za nimi biegać, ale często bywa tak, że ani jabłek, ani kasztanów, ani niczego nie ma i wtedy się idzie przy nodze i trochę podskakuje i łapie delikatnie za rękę, żeby dać do zrozumienia, że się jest gotowym do rzucania i biegania. Ale się słyszy nudne: poczekaj, zaraz coś ci rzucę, tylko dojdziemy pod jabłonkę. No to się sika, albo robi jeszcze coś poważniejszego. Czasami się przestrasza, bo z jednego balkonu rozlegają się czasami takie dziwne dźwięki - potem w domu się słyszy, że ta stara wariatka stała w środku nocy na balkonie i klaskała w ręce, żeby przepłoszyć psa z pasa wysypanego korą i obsadzonego drzewami i krzewami ozdobnymi. Więc się przestrasza (ale tylko czasami - nie zawsze), odbiega parę kroków i znowu wsadza nos pomiędzy te gałązki i węszy, węszy zawzięcie, bo ktoś tutaj był niedawno i bardzo interesująco albo znajomo pachniał. No i w końcu się dochodzi do takiego miejsca, gdzie się trzeba zatrzymać, bo jak się nie zatrzyma, to się potem słyszy, że się jest głupolem, że to jest dziadostwo (ale co to jest to dziadostwo tego już nikt nie wytłumaczy) i dokąd to się wybiera i że to bardzo nieładnie i trzeba wtedy stać, merdać nieśmiało ogonem pomiędzy tylnymi łapami i patrzeć przepraszająco, więc lepiej się zatrzymać, zaczekać i razem przejść w stronę jabłkowego trawnika. Jak nie było jabłek, to zaraz za tym przejściem się zatrzymywało albo nawet dla lepszego komunikatu siadało i dawało do zrozumienia, że się chce już wracać, ale teraz, kiedy są jabłka, to się podbiega szybciutko dalej i czeka na pierwsze jabłko toczące się po szerokaśnym chodniku. Jak się dopędzi to pierwsze jabłko, zaraz toczy się następne, i następne, i jeszcze jedno. Czasami są nieduże i wtedy łatwiej można je upychać w przestrzeni językowo-podniebiennej, ale zdarzają się takie ogromne jabłczyska i robi się poważny problem natury kwatermistrzowskiej: no bo tak - czy najpierw chapnąć te dwa, trzy maluchy i zakorkować paszczę tym wielgaśnym, czy też na odwrót - łyknąć wielkoluda i próbować wolną przestrzeń wokół niego wypchać maluchami? No? I bądź tu psie mądry! Tak czy owak, powtarza się poranny rytuał z rozlokowywaniem, przelokowywaniem, gubieniem, rozpaczliwym poszukiwaniem zagubionego, zapominaniem i porzucaniem. W drodze powrotnej albo jabłka są nadal rzucane, albo (co ostatnio dzieje się coraz częściej - czyżby ktoś tu próbował oszczędzać na jabłkach? ) jabłka nie są rzucane i podejmowane są próby zagrabienia z psiej paszczy jednego z nich. No, co to to nie! Co jest twoje, to jest moje, a co jest moje, tego nie ruszaj! Niestety łatwiej powiedzieć, niż wykonać, bo jak tu dać do zrozumienia, żeby ręce precz od jabłek? Warknąć nie wypada, bo jak się warczało na swoim posłaniu broniąc otrzymanej przed chwilą indyczej szyi, to się zaraz potem było bardzo skarconym psem i z tego zakłopotania aż się pozwoliło zabrać tą nieszczęsną szyję i się waliło w nerwowym przerażeniu ogonem w podłogę, się patrzyło w napięciu w oczy, a raczej się nie patrzyło, bo się nie wiedziało, gdzie oczy podziać ze wstydu. I choć szyję się dość szybko odzyskiwało (bo to się nie zdarzyło jeden raz, tylko kilka, aż się zrozumiało, że warczeniem sukcesu się nie osiągnie), więc choć się szyję znowu dostawało, to się potem zostawało sam na sam z tą szyją na posłaniu i jakoś tak głupio było, i ta szyja nawet jakby mniej smakowała. Więc co tu robić, kiedy głupie łapy się pchają do pyska, a w pysku bezcenne trofea myśliwskie i trzeba bronić, chronić i hołubić? No to się pysk odwraca w bok, szyję wykręca, że mało nie pęknie, cofa powolutku, ale wszystko na nic! Łapa wyrywa jabłko, bo jabłko jest trudno utrzymać w zębach, ono takie miękkie jest i jak się łapa uprze, to je może pomiędzy zaciśniętymi zębami wyciągnąć. A łapa uparta jest niemożliwie! I nagle skądś się rzuca jakieś jabłko, i toczy się po chodniku i już nie można myśleć dłużej o tamtym wyrwanym i utracony, tylko trzeba pędzić za nowym. Ups! Nowe pachnie swoim własnym pyskiem i upartą łapą?! A łapa zaraz podbiega i niby słodko kwili: no daj, to ci zaraz rzucę jeszcze raz, zobaczysz jak będzie fajnie!, ale jednocześnie grzebie w pysku, grzebie, aż się w końcu dogrzebie, ucapi i ciągnie, łapa jedna wstrętna taka! A potem to już się jest pod bramą i się wchodzi przez bramę i łapa już nie dręczy, tylko równym krokiem się maszeruje pod klatkę. A pod klatką wiadomo - się jabłka wypluwa, porozgląda, postoi, pomyśli, jabłka pozbiera i drepcze pod drzwi. Tam znowu się jabłka wypluwa, bo po co się przemęczać, i się czeka aż się drzwi otworzą. Wtedy albo się jabłka uda pozbierać wszystkie naraz, albo się bierze w pysk jedno i przetacza nieco bliżej progu, potem kolejne, i znow to pierwsze, i potem drugie, pierwsze, drugie, raz i dwa. Dlaczego tylko dwa? Bo ta łapa jakoś tak zawsze zachachmęci, że zostają po tym jej chachmęceniu dwa, albo nawet tylko jedno! I potem już trzeba się położyć i czekać na mokrą szmatę. Jeszcze można sobie pomamlać w pysku zdobycz, ale się czasami przez to zamieszanie ze szmatą i łapami zapomina, a jak jeszcze się przyplącze Kapucyna i obwąchuje pysk, to się już zupełnie traci głowę, gębę rozdziawia i jabłko bezpowrotnie ginie.
Tylko jak ta mała Kapucyna takie wielkie jabłko wynosi w pysku? Tego to się do tej pory nie wie.
|
|
 |
 | |  |
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 14 z 18
|
|
|
|  |