 |
 |
|
 | |  |
 |
|
 |
 | |  |
jnk
Zwierzoświr

Dołączył: 25 Lip 2005 |
Posty: 1604 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: wawa |
|
 |
Wysłany: Śro 23:03, 22 Lut 2006 |
|
 |
|
 |
 |
To ja Wam opowiem o cudzie, po którym zaczęłam wierzyć w cuda.
Suczka moich rodziców ma ponad 14 lat. Kiedy pojechaliśmy na Śląsk na Boże Narodzenie wiedziałam, że Roma jest chora, ma wciąż odnawiające się guzy na brzuchu, których nie ma już sensu operować, bo były operowane już kilkakrotnie oraz - wykryte przez weta stosunkowo niedawno - zapalenie macicy. W jej stanie i w jej wieku - nieoperacyjne, zatem leczone tabletkami (nazwy nie pamiętam ). Fakt, Roma była bardzo chuda, ale nie widać było po niej, żeby się męczyła. Po Świętach pojechaliśmy na parę dni do Zakopanego, żeby do rodziców wrócić na Sylwestra i Nowy Rok. W Sylwestra Roma czuła się już fatalnie, na podłodze zostawiała czerwone kropki z ropną wydzieliną i ewidentnie cierpiała, zatem kiedy po przestudiowaniu encyklopedii zdrowia nie byłam w stanie ustalić, czy psu można podać ludzkie środki przeciwbólowe, zabrałam mamę, psy i poszłam do weta po sąsiedzku (Romę od zawsze leczy inny wet). Pani wetka, kiedy zobaczyła chudego, słaniającego się na nogach psa, zbladła tym bardziej, że Romę znała i lubiła. Podała jej końską dawkę środka przeciwbólowego w zastrzyku, jakiś antybiotyk i powiedziała, że z pewnością jeszcze się spotkamy, a gdyby co, to ona jest do naszej dyspozycji o każdej porze dnia i nocy. Na szczęście oszczędziła mojej mamie tego, o czym ja wiedziałam doskonale - sukę z ropomaciczem trzeba natychmiast operować, bo inaczej pies nie ma najmniejszych szans!
Na prochach Roma była jakaś taka otumaniona, ale przynajmniej nie stękała przy każdym niemal ruchu.
Kiedy wyjeżdżaliśmy do wawy, najdłużej żegnałam się z Romą, szepcząc w jej wyliniałe futerko prośby o pozdrowienie mojego apeta, kiedy już będą biegać razem za Tęczowym Mostem. Po powrocie do wawy wydzwaniałam do mamy prosząc, żeby nie pozwolili się jej męczyć dłużej, niż to konieczne. Wet leczący Romę od szczeniaka zapisał - pewnie dla uspokojenia moich rodziców - kolejną serię tabletek i syrop na apetyt, po którym Roma coś tam dziubnęła od czasu do czasu. Moja siostra raportowała mi, że na tym psie można się uczyć anatomii.
Nie wiem, ile czasu minęło, kiedy zamiast informacji, że Roma jeszcze jest z nimi, zaczęłam słyszeć w słuchawce telefonicznej, że Roma je za trzech, że nie robi nic innego, jak tylko śpi i je, że przytyła, że jest całkiem, całkiem, że to nie ten sam pies, że jest jakby trochę grubawa...
Nie wnikam, czy guzów na brzuchu ma więcej, czy mniej, nie interesuje mnie, co się stało z jej ropomaciczem (czy się wchłonęło czy z niej wyciekło czy cholera wie, co jeszcze) - żyje, je, chodzi całkiem żwawo na spacery. Uważam, że od prawie dwóch miesięcy żyje darowanym życiem i tylko to jest dla mnie ważne. A apet musi na razie bawić się za TM z innymi psami, nie z Romą.
Sami widzicie, że cuda się zdarzają. Dlatego jestem pewna, że Lotnikowi też taki mały cud jest dany. Zwyczajnie i po prostu .
|
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
Edyta
Zwierzomistrz

Dołączył: 04 Lip 2005 |
Posty: 2688 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Sosnowiec |
|
 |
Wysłany: Pią 0:11, 24 Lut 2006 |
|
 |
|
 |
 |
Skoro piszecie o cudach,to ja powiem,że tez w nie zaczęłam wierzyć.Kiedy w sierpniu zrobiono Billowi usg i stwierdzono nowotwór śledziony,byłam załamana.Oczywiście weci chcieli natychmiast go operowac,bo to jedyna szansa.Ja ryczałam,histeryzowałam i gotowa byłam natychmiast połozyć go na stół.Mój TZ podszedł rozsadnie i stwierdził ,że skoro pies jest w ogólnie dobrej formie,wyniki krwi ma dobre,płuca i serce bez zmian,wątrobę niepowiekszoną,to po co przeprowadzać zabieg.Oparacja go wycieńczy,straci mnóstwo krwi,potem zupełnie spadnie odpornośc.jeśłi jest tak źle jak mwią,to niech sobie spokojnie zyje ,a my z nim.Oczywiście tu nie przytocze słów jakie wypowiedziałam do TZ-a ,ale ze spuszczoną głowa wrócilam do domu bacznie obserwując Billa,czekałam,aż zacznie się dramat.
No i zaczął się..stan coraz lepszy.Bill ozył,zaczął podskakiwac(oczywiście na ile pozwolą mu jego stawy),apetyt super,stan ogólny kwitnący.Po badanich kontorolnych okazało się,ze po nowotworze ani śladu.Zniknął tak cudownie jak się pojawił.Gdybym poddała Billa operacji pewnikiem bym go wykonczyła.No,cóz,chłop czasem tez ma rację,zwłaszcza chirurg.
Wierzę,że i Lotnik,którego losy sledze nieustannie,pobędzie jeszcze wśród nas długo.
Zdrówka Lotniczku 
|
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 5 z 7
|
|
|
|  |