 |
 | Funia i Tośka, czyli o babach dwóch ;) |  |
Justyna
Zwierzofan

Dołączył: 06 Sty 2007 |
Posty: 670 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Wrocław |
|
 |
Wysłany: Pią 0:08, 12 Sty 2007 |
|
 |
|
 |
 |
A wszystko zaczęło się tak... Pewnego lipcowego czwartku 2005r niespodziewanie do kancelarii, w której pracuje, przybył w odwiedziny mały, radosny, ciekawski terierowaty pieseczek (jak się później okazało Pies-Kobieta;>). Nikomu by to nie przeszkadzało, bo zwierzaczki nigdy nie miały do nas zakazu wstępu, ale zawsze przychodziły w towarzystwie dwunożnych, zaś to żywe srebro wpadło na wizytę samotnie. Jako że pracuje z samymi psiarzami, to trochę nas to zaniepokoiło. Po przeprowadzeniu małego wywiadu środowiskowego okazało się, że ogon biega samotnie po całym mieście (pracuje w Trzebnicy, małym pod wrocławskim miasteczku), zwiedza wszystkie możliwe instytucje i śpi pod pobliskim warzywniakiem już drugi dzień i nikt nie ma pojęcia czyj jest. Pracownicy Urzędu Miasta już załatwiali psinie miejsce w pobliskim schronisku, więc... Więc nie było się nad czym zastanawiać! Decyzję co prawda musiałam podjąć samodzielnie, bo Janciu akurat przebywał na prawdziwej męskiej wyprawie - spływał kajakiem dziką górską rzeką po równinie i kontakt był z nim utrudniony. Ale stwierdziłam że przecież mnie z domu z taką ślicznotą nie wyrzuci I tak oto Funia (wtedy jeszcze roboczo nazwana przez moją Szefówkę "Ceśką") została zaopatrzona w obróżkę i smyczkę, zapakowana do samochodu i zabrana do nowego domu, do Wrocławia! W sobotę zaś miała pojechać na pierwsze, w swoim nowym życiu, wakacje nad morze i tam poznać swojego przyszłego (najukochańszego jak się później okazało) Pancia! Pierwszych wspólnych dwóch dni chyba ani Fuńka, ani ja nie wspominamy jakoś szczególnie dobrze. Ona pewnie była mocno zestresowana i zagubiona w nowym otoczeniu a poza tym nieźle zmęczona, bo diabli wiedzą kiedy ostatnio mogła się porządnie wyspać w spokoju. Ja zaś odnosiłam wrażenie, że przygarnęłam jakiegoś dziwnego psa, który traktuje mnie jak powietrze i z którym nie mogę nawiązać żadnego kontaktu. Maried, z którą odbyłyśmy naszą pierwszą podróż nad morze, bardzo trafnie określiła tamtą Funie "O! Jaki ładny piesek, ale taki jakiś... autystyczny..." . Czas jednak czyni cuda i nasz pieseczek już po dwóch dniach był nie do poznania! Radosna, ciekawska, skoczna i na dodatek pieszczocha! I taką Fuńkę właśnie poznał Janciu! Jak się łatwo domyślić połączyła ich WMNW (dla tych co już dawno nie bazgrali po murach, to znaczy Wielka Miłość Na Wieki ) cdn... Bo pies mi tu żyć nie daje, tak się do kawiatury pcha...
Pozdrowienia dla wszystkich od całego "porąbanego stada" !
No już myślałam, że ta moja Pani, to nigdy nie skończy i nie da mi się samej sobą tu pochwalic
A to właśnie jestem ja Funia w swoim domu! Razem z moim ulubionym pluszakiem, Miśkiem! Sama go sobie znalazłam na podwórku i przyniosłam do domu. Bardzo się lubimy, pewnie dlatego że obydwoje jesteśmy znajdy;>
A tutaj znowu ja! Jak tak na siebie patrzę, to wcale się nie dziwie, że wszystkie chłopaki z okolicy się we mnie kochają. Ale ja jestem wierna Donkowi Nasi państwo to już sobie wymyślili, jaką fajną nową rasę można by z nas stworzyć "Brodate Wypłosze Idealne" i Donek to mnie cały czas namawia na dzieciaki... Mówi, że mieli byśmy takie śliczne, małe Funio-Donki i Donko-Funie. Ale jemu to się dobrze mówi, jemu figura się po ciąży nie zepsuje, biust mu od karmienia nie opadnie, nie on się będzie ze srajdami użerał! A ja jeszcze młoda jestem, mam dopiero około 3,5 roku (tak mówi mój pan doktor, bo ja to sama nie pamiętam) i nim się w pieluchach zakopię, to chcę sobie jeszcze trochę życia poużywać
A tu ja w swoim koszyczku, który mi pani kupiła, żebym miała swoje miejsce. A poduchę dostałam od Pani-Babci, żeby mi mięciutko było! Ale i tak najlepiej to się śpi z Państwem na łóżeczku...
Muszę kończyć, bo już bardzo mi się chce na sikanko.
Buziaki dla wszystkich ogoniastych i ich dwunożnych! A tym, którzy jeszcze własnych dwunożnych nie mają, chce powiedzieć żeby się trzymali, bo na pewno już niedługo też będą mieli takie własne poduchy, we własnych koszyczkach, stojące w ich własnych domach!
Funia
|
Ostatnio zmieniony przez Justyna dnia Czw 19:50, 08 Lis 2007, w całości zmieniany 1 raz
|
 |
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
 |
 | |  |
Justyna
Zwierzofan

Dołączył: 06 Sty 2007 |
Posty: 670 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Skąd: Wrocław |
|
 |
Wysłany: Pią 21:14, 12 Sty 2007 |
|
 |
|
 |
 |
Cd. Niestety Funia dość szybko udowodniła nam, że nie składa się tylko z samych zalet. Wady też ma. Właściwie, to jedną wadę, ale za to wadę, że ho ho! Jest łaziorem, powsinogą, latawicą czy jak kto chce to jeszcze nazwać. A wiedzę o tym "małym" defekcie jej charakteru nabyliśmy w bardzo pięknych okolicznościach przyrody, bo już na wywczasie nad morzem. Budzę ja ci się ranka pewnego a tu w namiocie nie ma pieseczka. Nie przejęłam się tym zbytnio, gdyż uznałam, że pewnie Ukochany Panciu już zabrał ogona na poranny spacerek (Janciu z powodu pewnych okoliczności dnia poprzedniego , spał w innym namiocie) i spałam dalej. Jakież było moje zdziwienie, gdy wyjrzałam już na świat i okazało się, że Janciu owszem już nie śpi, ale wstał dopiero przed chwilką i właśnie zamierzał udać się z piesicą na spacerek. Mało tego, żadne z naszych znajomych tego poranka Funi nie widziało . No i się zaczęło! Rozpoczęły się zakrojone na szeroką skale poszukiwania uciekiniera. Bogu dzięki nie była to duża miejscowość wypoczynkowa i składała się właściwie tylko z jednej ulicy-deptaka, ale za to jak to w sezonie bywa, zawalona tłumem ludzi. Część więc ze znajomych udała się w jedną stronę, część w drugą, reszta zaś przeszukiwać plaże. Chodzimy, szukamy, wołamy (wtedy właśnie cała okolica dowiedziała się jakie piękne imie wymyśliła dzień wcześniej mała ), pytamy ludzi i ciągle nic . Dzieci z pobliskiej kolonii widziały ją owszem o poranku (ich poranku, nasz poranek był duuużo później ), bawiły się z nią, polazła nawet z nimi do ich pokoi, ale potem gdzieś sobie pobiegła i ślad po niej zaginą. Każdy chyba kolonista został przez nas przeszkolony i miał meldować gdyby tylko pojawiła się ta Funica-Latawica na widnokręgu. Czas jednak mijał a zwierzaka nie było... Byłam załamana i miałam ogromne wyrzuty sumienia, że jej nie upilnowałam . Wywiozłam świeżo znalezionego psa z dala od domu i... zgubiłam . Nie zdążyłam przecież jeszcze nawet dać porządnego ogłoszenia do gazety o jej znalezieniu, tylko porozwieszałam jakieś informacje na ulicy i już jej nie mam . Teraz to już piesiczka nigdy nie trafi do swojego domku . A co ja ludziom powiem, jak nie daj Boże ktoś zadzwoni w jej sprawie. "tak, tak, znalazłam państwa pieska, ale teraz proszę jej szukać między Ustką a Rowami" ? Tragedia! I taka pogrążona w czarnych myślach siedziałam na polu namiotowym i próbowałam wreszcie jednak coś przeżuć dnia dzisiejszego. Siedzę więc, żuje i patrze w dal (bo nadzieja jest co prawda matką pewnej grupy ludzi, potocznie nazywanych głupimi, ale przecież jak każda matka kocha swoje dzieci ), patrze, patrze i patrze... a tam w śród tłumu dzieciaków biega MOJA FUNIUSIA! ! . Przypałętała się znowu gdzieś do nich i ci porządni młodzi obywatele naszego kraju, zgodnie z daną obietnicą właśnie odprowadzali ją do nas! I to był, jak się później okazało, pierwszy z wielu, szczęśliwy powrót córy marnotrawnej na łono rodziny cdn...
|
|
 |
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 18
|
|
|
|  |